Kilka dni temu minęły trzy lata od kiedy założyłam konto w Usborne, aby zamawiać książki bezpośrednio z brytyjskiego wydawnictwa. Nadal pamiętam ten dreszczyk emocji – połączenie ekscytacji na myśl o możliwościach, jakie się przede mną otwierały i niepewności – czy to dobry krok, czy dam radę, czy rzeczywiście to się będzie opłacać, czy ktoś w ogóle ode mnie kupi książki, skoro nigdy nie zajmowałam się sprzedażą, czy ogarnę przewalutowanie…;) Oj wątpliwości miałam sporo.
A współpracę z wydawnictwem podjęłam bo…
Kiedy zaczęłam otaczać synka angielskim w ramach dwujęzyczności zamierzonej, podstawową pomocą stały się dla mnie książki. Dawały mi one poczucie, że nawet jeśli mój poziom języka nie jest wybitny, to właśnie dzięki czytaniu Filip będzie się osłuchiwał z bogatym słownictwem, prawidłowymi strukturami gramatycznymi i leksykalnymi. A poza tym po prostu uwielbiałam ten nasz wspólny czas z książką. Kiedy zamówiłam pierwsze tytuły Usborne od razu się w nich zakochaliśmy i wiedziałam, że będę chciała mieć ich dużo, dużo więcej.
Przy okazji zakupów dowiedziałam się, że ja też mogę zostać Partnerką wydawnictwa i zamawiać książki bez marży, korzystać z różnych bonusów i jeśli będę chciała, to nawet mogę na tym wszystkim zarobić oferując książki innym rodzicom czy nauczycielom. I to też było dla mnie WOW, bo od dawna główkowałam, co zrobić, aby nie wracać po macierzyńskim na etat, a jednocześnie nie umrzeć z głodu.
Była też jeszcze trzecia opcja, czyli możliwość zapraszania do Usborne innych i pełnienie roli mentora, ale na tamten moment zupełnie nie brałam tego pod uwagę. Z podkreśleniem “na tamten moment”, bo teraz mam jeden z większych zespołów w Polsce i ogromnie doceniam, że Usborne daje taką możliwość rozwoju.
Reasumując – miałam poczucie, że w sumie niczym nie ryzykuję, a zyskać mogę wiele.
Czy było warto dołączyć do Usborne?
Tak, tak i jeszcze raz tak. Pewnie brzmi to mało wiarygodnie, ale ja naprawdę jestem przeszczęśliwa, że zdecydowałam się na rejestrację w wydawnictwie, że nie poddałam się, gdy wcale nie było kolorowo i gdy niewiele osób wierzyło, że to ma sens (o czym pisałam w podsumowaniu mojego pierwszego roku współpracy z Usborne) i że udało mi się połączyć pracę z książkową pasją i uczynić z tego mój sposób na życie.
Co zyskałam, dzięki współpracy z Usborne?
Dzięki temu, że zarejestrowałam się w Usborne, mój synek ma dziesiątki genialnych książek, które oboje chłoniemy z największą przyjemnością, dzięki którym uczymy się angielskiego, poszerzamy nasze horyzonty i spędzamy wspólny, wartościowy czas.
Ja mam cudowną, elastyczną pracę bez której ciężko mi już sobie wyobrazić życie. Jestem niezależna finansowo i co więcej – współpraca z Usborne daje mi dwa źródła dochodu (sprzedaż książek oraz prowizja za prowadzenie zespołu), co z kolei oznacza dla mnie większe poczucie bezpieczeństwa. Prowadzę swoją firmę, na własnych warunkach o czym zawsze skrycie marzyłam. Nikomu się nie muszę spowiadać, nie muszę realizować niczyich planów – sama decyduję, co, kiedy i jak chcę robić. Poznaję cudowne osoby – mam grono wspaniałych klientek, oraz zespół kilkudziesięciu świetnych kobiet, które zdecydowały się na założenie konta w Usborne za moim pośrednictwem, dzięki czemu możemy być w stałym kontakcie i z którymi chętnie dzielę się moim doświadczeniem i pomysłami. Zarówno dzięki osobom, które zamawiają u mnie książki, jak i dziewczynom z mojego zespołu wiem, że moja praca ma większy sens 🙂 Doceniam też ogromnie kontakt z innymi Partnerkami, dzięki czemu mimo, że prowadzę swój biznes, to nie czuję się sama.
To, co jest dla mnie ważne, to też możliwość rozwoju. I to zarówno w osobistym wymiarze, jak i zawodowym. Ciągle uczę się czegoś nowego, otwierają mi się różne klapki, wychodzę ze strefy komfortu. I mam apetyt na więcej.
Zmiany, zmiany, zmiany
Każdy rok mojej książkowej działalności bardzo się od siebie różni.
Pierwsze kilkanaście miesięcy to czas wzlotów i upadków. Był to rok zachwytów i rozczarowań, dużych ambicji i jednocześnie różnych blokad, sporych nakładów pracy i nie zawsze adekwatnych wyników. To też był rok permanentnego niewyspania, bo pracowałam głównie w nocy, między jedną a drugą pobudką Filipa 😉
Drugi rok to czas w którym zmieniłam dużo w swojej głowie i próbowałam nowych rzeczy. Po pierwsze, przestałam się wstydzić, że zarabiam sprzedając książki… Ja, szanowana pracowniczka korporacji, po studiach podyplomowych, stażach w ambasadach itd. 😉 Nie wiem, dlaczego takie głupoty miałam w głowie, na szczęście je przepracowałam i zrozumiałam, że robię coś świetnego!!! Dzięki mnie inni ludzie zyskują dostęp do cudownych książek, dzieciaki uczą się angielskiego, a część osób decyduje się również korzystać ze współpracy z Usborne. Czego ja się wstydziłam?
Po drugie, wyszłam do “offline’u”, tzn. przestałam być totalnie zafiksowana na Instagramie, nawiązałam współpracę z kilkoma przedszkolami i bibliotekami, zaczęłam organizować kiermasze i brać udział w eventach. Na początku nie było to dla mnie łatwe, bo znowu miałam jakieś swoje przekonania i obawy, doszła też logistyka, ale finalnie wszystko udało się pogodzić.
Po trzecie, zaczęłam się dzielić z innymi możliwościami, jakie daje współpraca z wydawnictwem, czyli zaczęłam mówić o tym, że każdy może założyć konto w Usborne i zamawiać książki bezpośrednio z wydawnictwa. To dało mi znowu dużo satysfakcji, możliwości rozwoju i też nie ukrywajmy, stało się dla mnie kolejnym sposobem na zarabianie, bo w zamian za zaangażowanie jako mentor i wspieranie dziewczyn w moim zespole otrzymuję prowizję. I dla jasności – to prowizja, którą wypłaca wydawnictwo, a nie moje Teammies 😉
Trzeci rok mojej książkowej działalności określam jako spijanie śmietanki 😉 Determinacja i zrozumienie, że robię coś super, zdecydowanie przyniosły owoce. Moja książkowa działalność przynosi mi satysfakcjonujące zarobki, a poświęcam na nią dużo mniej czasu, niż w poprzednich dwóch latach. Jednocześnie daję radę ogarniać jeszcze inne źródło dochodu 😉 Mam stałą bazę cudownych klientek, na spokojnie staram się też trafiać z informacją o dwujęzyczności zamierzonej i naszych genialnych książkach do nowych osób. Wiele satysfakcji daje mi też prowadzenie zespołu i obserwowanie, jak dziewczyny korzystają ze współpracy – część z nich po prostu zamawia książki dla swoich dzieci, inne dodatkowo rozwijają swoje własne książkowe biznesy. A ja staram się dmuchać w skrzydła każdej z nich.
Teraz rozpoczyna się czwarty rok mojej działalności, a ja wchodzę w niego w uśmiechem, dumą z tego, co do tej pory udało mi się zbudować i wiarą w to, że jeszcze dużo dobrego mogę w tym książkowym świecie zrobić dla siebie i dla innych.
Korzystając z okazji chciałabym serdecznie podziękować tym, którzy byli przy mnie i wspierali mnie w tym czasie na różne sposoby – dobrym słowem i poklepaniem po plecach, książkowym zakupem, cenną poradą, poleceniem mnie znajomym albo udostępnieniem posta. Małe gesty mają ogromne znaczenie <3
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o współpracy z wydawnictwem, zajrzyj do tego wpisu na moim blogu. Chętnie też z Tobą porozmawiam – możesz odezwać się się do mnie mailowo (theverylittlereader@gmail.com) lub na Instagramie. A jeśli jesteś zdecydowana na współpracę z Usborne i chciałabyś dołączyć do mojego zespołu, zarejestruj się za pomocą tego linka https://partner.usborne.com/send-registration/the_very_little_reader
Brak komentarzy